Przeskocz do treści

Motto

Wyobraźcie sobie taką sytuację: urzędnik państwowy, zamiast sporządzać przy odbiorze Waszego lokalu stosowne protokoły, biega po Waszej dzielnicy, szukając „bata” na Waszą działalność oraz sojuszników. Konsultuje się przy tym z właścicielem kawiarni w sąsiedztwie, który jest Waszym potencjalnym konkurentem a ten zapowiada, że nad Waszą głową „zbierają się czarne chmury” i ledwo chce z Wami rozmawiać. Zastany w samochodzie, chce szybko nacisnąć pedał gazu i odjechać — powstrzymuje się od tego jedynie z najwyższym trudem.

Księgowa Waszej Wspólnoty zapowiada Wam ustnie w połowie stycznia, że Wasz lokal nie zostanie zatwierdzony. Z datą 16 stycznia skierowany zostaje przeciwko Wam donos do PPIS, czyli do Sanepidu i do Nadzoru Budowlanego, zredagowany przez osobę zamieszkałą 500 km od Waszego lokalu, ale za to przeciwną jego powstaniu, gdyż kawa będzie przeszkadzać w wakacyjnych pobytach tej osoby w Waszym mieście.. Synowa księgowej utrzymuje porządek w mieszkaniu autorki donosu, stąd księgowa wie, że PPIS, czyli Sanepid, nie wyda Wam decyzji z dużym wyprzedzeniem.

W toku całego trwania sprawy księgowa w ogóle wydaje się być „jasnowidzem”.

Pomimo że księgowa bywa w Waszej dzielnicy przez pół godziny raz w tygodniu, jest przeciwna Waszej działalności i twierdzi, że „kawa śmierdzi”. PPIS twierdzi z kolei, że nie może zatwierdzić Waszego lokalu, gdyż właśnie wpłynęły przeciw Wam donosy, czyli „interwencje”.

Potem przychodzi do Was Pani vice-prezes Waszej Wspólnoty, która właśnie przyjechała na krótki wypoczynek i mieszka bezpośrednio nad Waszym lokalem, w odróżnieniu od autorki donosu, która należy do innej Wspólnoty i mieszka kawałek dalej przez 2 miesiące w roku.

Prezesem Wspólnoty, do której należy autorka donosu jest właściciel kawiarni: ten sam, który zapowiedział ustnie, że „nad Waszą głową zbierają się czarne chmury” i który chciał nacisnąć pedał gazu, kiedy Was zobaczył..

Pani vice-prezes Waszej Wspólnoty twierdzi że kawa „nie śmierdzi” i pyta co słychać u Was z Sanepidem, bo księgowa twierdzi, że Wspólnota dostała od Sanepidu wezwanie, „żeby zrobić z Wami porządek”. Pism pani vice-prezes jeszcze nie widziała i nie rozumie ogólnie, o co chodzi. Sugeruje że Prezes wie więcej, bo po telefonie księgowej strasznie się zdenerwował i zapewne będzie do Was dzwonił. W każdym razie obydwoje są sercem z Wami i uważają że KNŚ (kawa nie śmierdzi). Pani vice-Prezes twierdzi, że Wspólnota dostała 2 pisma.

Księgowa, która uważa że KŚ (Kawa Śmierdzi) twierdzi, że pismo jest jedno, nosi datę 10 lutego (czyli o 2 miesiące późniejszą od Waszego wniosku do PPIS o zatwierdzenie lokalu) i że zawiera pytanie, czy Wspólnota podtrzymuje zgodę na Waszą działalność. To pytanie podobno zdenerwowało Prezesa, bo, jego zdaniem, jeśli Wspólnota zajęła już raz określone stanowisko, to znaczy że je podtrzymuje.

Kuriozalne pismo PPIS do Wspólnoty nosi datę identyczną z dniem, w którym nie pozwoliliście, aby PPIS zaczął Was ponownie „odbierać”. Skoro odbiór miał miejsce 20 grudnia i do lokalu nie zgłoszono zastrzeżeń oprócz uwag dotyczących lamp, dlaczego miałby odbyć się ponownie w lutym?

Z datą wcześniejszą o 2 dni PPIS wysyła Wam pismo, że przypadek Wasz jest szczególnie zawiły i że do rozpatrzenia Waszego wniosku potrzebne jest dodatkowe 30 dni, pomimo że ustawowe 30 dni przewidziane przez KPA minęło 30 dni wcześniej..

Potem dostajecie kolejne pismo, które nie nosi żadnego tytułu i nie odnosi się w ogóle do niczego a w szczególności do żadnego ze złożonych przez Was pism, z których sporo było dla PPIS kłopotliwych a jedno z nich stanowiło skargę na urzędnika, który usiłował wymóc na Was poświadczenie nieprawdy.

W otrzymanym piśmie, które przychodzi listem poleconym po upływie 2 tygodni od daty w nagłówku, przy akompaniamencie istnego „urzędniczego bełkotu” usiłuje się Wam sugerować, że właśnie się do odbioru przygotowujecie pomimo, że odbiór miał miejsce 20 grudnia, czyli 2 miesiące wcześniej.

Pismo wyłuszcza Wam niezbędne warunki „odbioru technicznego lokalu”: Podobno PPIS zaczął takie pisma wysyłać wszystkim odbierającym lokal petentom po złożeniu przez Was skargi do instytucji nadrzędnej. Ktoś już zdążył pogratulować Wam, że dokonaliście w PPIS „rewolucji”, gdyż kołobrzeski urząd nigdy nie miał takiego zwyczaju.

W Waszym przypadku „warunki odbioru technicznego lokalu” to,  między innymi:

1)Przekwalifikowanie lokalu na halę produkcyjną, pomimo że złożona w Urzędzie dokumentacja wyraźnie mówi, że to sklep,
2)Spełnienie warunków związanych z prawem paszowym oraz z regułami żywienia i dobrostanu zwierząt.

Żeby było „po europejsku”, pismo powołuje się na uchwały Parlamentu Europejskiego..
Kiedy dzwonicie do kolegi-epidemiologa zatrudnionego w PPIS, ten odmawia rozmowy i oświadcza Wam, że „wkrótce będzie stroną w sprawie”. Pewnie dowieść miałby, że kawa stanowi „epidemiologiczne zagrożenie” dla miasta Kołobrzeg.
Resztę można przeczytać na tym blogu…

A oto kuriozalne pismo PPIS do naszej Wspólnoty. Wkrótce będzie można przeczytać odpowiedź Prezesa..

Pismo PPIS do naszej Wspólnoty

Pismo PPIS do naszej Wspólnoty

A teraz ogólna refleksja, może spóźnione motto.  Z wykształcenia i przekonań jestem biologiem-ewolucjonistą po „krakowskiej szkole”.  Moim Mistrzem był wspaniały człowiek, pan profesor Adam Łomnicki.  Często w trakcie seminariów cytował przetłumaczoną obecnie na polski książkę Richarda Dawkinsa „Samolubny gen”. Książka ta przedstawia wiele modeli matematycznych dotyczących tzw. strategii „ewolucyjnie stabilnych”. Ewolucjonizm słusznie zakłada, że powodzenie określonej życiowej strategii np. „wredny urzędnik” zależy od zachowań pozostałych osobników w populacji biorących udział w „ewolucyjnej grze”. Ewolucjonizm współczesny bazuje właśnie na teorii gier, wg. której rezultat gry dla poszczególnych graczy zależy dokładnie od tego, jak zachowują się pozostali „gracze”. Jeśli „wredny urzędnik” trafi na populację, w której są sami „pokorni petenci”, dzięki swojej strategii będzie miewał się nadzwyczaj dobrze. Inaczej stanie się, jeśli trafi do populacji, w którym dominującym zachowaniem będzie „stawianie oporu” lub w której „przynajmniej niektóre osobniki „usiłują stawiać opór”.

Dawkins mówi o strategiach jastrzębia, gołębia i tzw. „odwetowca”. Gołąb zawsze i wszędzie kapituluje, jastrząb „zawsze walczy”. Ani jedna ani druga strategia nie jest ewolucyjnie stabilna. Geny jastrzębi bardzo szybko mnożą się w populacji „gołębi” , jastrzębie szybko wykrwawiają się w niepotrzebnych walkach.

„Ewolucyjnie stabilna” może być strategia, która mówi: „W stosunku do gołębi postępuj jak gołąb, z jastrzębiem walcz jak jastrząb”.

Mój wniosek z tego jest następujący: takich mamy urzędników, jakich sami wyhodowaliśmy i na jakich, jako populacja, zasługujemy. .Ciekawa jestem Waszych refleksji..

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz